Mimo, że spałem z dala od jakiejkolwiek cywilizacji to i tak całą noc miałem hałas. Niedaleko namiotu postanowił przylecieć bocian, który klekotał mi nad uchem całą noc
;) przyzwyczajony do hałasu jakoś zasnąłem, no ale... ze śmiechu powstrzymać się też nie mogłem
;) rano szybka zwijka z namiotem i wróciłem się z powrotem do Valgi, z której po 13:00 miałem pociąg do Tallinna. Od rana jeszcze pokręciłem się po tym miasteczku, głównie po estońskiej stronie. Jest co zwiedzać, mimo że to praktycznie niezauważalna na mapie miejscowość (a właściwie dwumiejscowość
;) ). Po 13:00 ruszyłem pociągiem do Tallinna. W porównaniu do Litwy i Łotwy, Estonia to już zdecydowanie nowoczesność. Pomarańczowy i cichy pociąg dowiózł mnie w 4 godziny do stolicy Estonii. W pociągu dość tłoczno, a miejsca dla rowerów wypełniły się po brzegi, że aż igły nie można było wcisnąć! Na szczęście wsiadałem na stacji początkowej, więc miejsce spokojnie miałem
;) w pociągu ogólnie dość tłoczno było, ale co ciekawe... jako jedyny miałem maseczkę
:D aż się dziwnie poczułem, że taki ścisk, a nikt maseczki nie ma. Widocznie nie ma jak w Polsce, że trzeba ją zakładać w pociągu. Kiedy dotarłem do Tallinna to czuć już było coraz bardziej, że jestem na północy. Nie było już tak gorąco jak wcześniej, choć było cały czas słonecznie. Skandynawski chłodek już się jednak zaznaczał
;) Tallinn zdecydowanie wygrał wśród miast krajów bałtyckich, jeśli chodzi o wygląd. W Tallinnie można było poczuć się jak w niebie, jeżdżąc rowerem po ścisłym centrum. Piękne i odnowione budynki i uliczki, jeszcze ładniej niż w Valdze. Co do roweru... w samym centrum jest trochę absurdalny zakaz jazdy rowerem o szerokości większej niż 80 cm
:D czyli jadąc wąskim góralem jest się w czymś gorszym niż jazda szerszym trekkingiem?
;) dla mnie trochę to śmieszne. Ale widocznie Estończycy jakieś powody mają, więc trzeba to uszanować. Mój rower nawet nie wiem, czy miał więcej niż 80 cm szerokości. Z zachowaniem ostrożności pojeździłem po centrum. Turystów zresztą i tak nie było wielu z powodu pandemii. Restauracje co prawda były w większości oblegane, jednak sam spacer po mieście można było odbyć w spokoju i bez ścisku. Jak co wieczór, zacząłem szukać jakiejś miejscówki na namiot, aby mieć potem blisko na prom do Helsinek kolejnego dnia. W Pirita 5-6 km od terminala promowego wydawało się najrozsądniej i gdzieś się przykitrałem z namiotem. Miałem również okazję przy bezchmurnym niebie zobaczyć zachód słońca, który był w Tallinnie o 22:44 lokalnego czasu. Jako, że to był 22 czerwca, był to najdłuższy dzień w roku, więc to był najpóźniejszy zachód. W Tallinie co prawda jeszcze nie było dnia polarnego, ale słońce na tyle późno zachodziło (i na tyle wcześnie wschodziło), że noc była dość jasna i nie taka całkiem ciemna.
23.06.2020
Poranek w Tallinie z piękną pogodą i czystym niebem. Kolory morza i nieba były praktycznie identyczne i jakby tak wpatrzeć się w horyzont, prawie nie widać było linii brzegowej
;) o 12:00 zameldowałem się w porcie, aby linią promową Eckeroline popłynąć do Helsinek. Odprawa rowerzystów odbywa się razem z autami. Co najlepsze, wymija się całą kolejkę aut i na prom wjeżdża się jako pierwszy
;) sam prom całkiem ładny i zadbany. Ja jednak z powodu noclegów w namiocie wypatrzyłem w pierwszej kolejności gniazdka, aby podładować tel, powerbanka czy baterię w aparacie. Wprawdzie mam również ładowarkę solarną, jednak przezornie zawsze warto być ubezpieczonym i mieć w zapasie ładowarki niezależne od pogody
;) po dopłynięciu o 14:15 do Helsinek modlitwa, aby Finlandia wpuściła Polaka... wyjeżdżam z promu i udało się! Dwóch Panów ze straży granicznej co najwyżej stało obok i się tylko przyglądało. Zatem kolejny sukces osiągnąłem, bo nie dość, że 2 dni wcześniej w ostatniej chwili zdążyłem być na Łotwie, gdzie dla Polaków znów wprowadzono kwarantannę to udało się dotrzeć do Finlandii. Po przypłynięciu do Helsinek upał, 27 stopni i pełne słońce. Dla Finów 27 stopni to już upał, podczas kiedy u nas upał to 30 stopni. Kraj chłodu, więc w sumie trudno się dziwić
;) w pierwszej kolejności pojechałem na obiad, bo głód już sięgnął głęboko. Polecam targowisko Kauppatori, gdzie serwują pyszne rybki i ceny są na dość dobrym poziomie, bo za 10 Euro można już całkiem nieźle się najeść. Po obiedzie zrobiłem rowerową objazdówkę wokół miasta. Najpierw kawałek na północ pojechałem, a następnie objechałem małe wysepki jak Kuusisaari, Lehtisaari czy Lauttasaari. Na tej ostatniej przyszło mi się rozbić z namiotem. Wprawdzie wyspa jest zamieszkała, ale w parku miejskim nad przy samym brzegu było całkiem dużo miejsca na namiot, gdzie nikt praktycznie się nie kręcił. Zresztą nawet jakby ktoś był to jednak należało pamiętać, że to Finlandia, gdzie spanie na dziko to normalność. Tak mi minął kolejny słoneczny dzień.
24.06.2020
Ostatni dzień, kiedy poruszam się pociągiem. Po porannym zwiedzeniu Helsinek, o 13:24 wsiadłem w pociąg do Rovaniemi. Same Helsinki jeśli chodzi o centrum wygląda pięknie, choć wiele głównych miejsc jak np. Plac Senacki były w remoncie. Mimo to warto było tu zajrzeć! No i o 13:24 ruszyłem z Helsinek po to, aby o 22:47 dojechać do Rovaniemi. Sama podróż pociągiem świetna, miejsca na rowery, place zabaw dla dzieci, czy pokoik zabaw. Świetna sprawa! Z zewnątrz pociąg ma zielone malowanie, wszak Finlandia porośnięta jest gęsto lasami iglastymi. Idealnie więc wkomponuje się w krajobraz
;) po przyjeździe do Rovaniemi szok. I to 2 szoki. Pierwszy to taki, że wreszcie mogłem cieszyć się nocą bez nocy. W Rovaniemi słońce już nie zachodziło. Drugi szok to... komary! W samym mieście może ich nie było, ale wystarczyło wyjechać kawałek dalej i od razu siadały. Była ich cała chmara. Ta chmara komarów w lipcu, które były w Polsce to było nic w porównaniu do Finlandii, serio. Tam było 2 razy gorzej. Dlatego od dzisiaj jak ktoś będzie narzekał na komary w Polsce, zabiorę go latem do fińskiej Laponii w gęsty las
:) byłem też głupi, bo stwierdziłem, że bez spraya sobie poradzę. W namiocie na dziko? Na rowerze? Oczywiście... że nie. Nie wiem jakich sztuczek musiałem użyć, aby rozbić namiot. Komary latały wszędzie. Jakoś się udało. Wracając i kończąc to narzekanie na komary... po przyjeździe pociągiem ruszyłem w kierunku wioski Świętego Mikołaja. Mimo, że odwiedziny Mikołaja były (a może i jeszcze są, nie wiem) niemożliwe z powodu koronawirusa, to dla zobaczenia tej wioski zdecydowanie warto się tu przejechać! Usłyszeć świąteczne piosenki pod koniec czerwca... bezcenne! Naczytałem się opinii, że tu jest komercja. Bzdury, bzdury i bzdury... miejsce jest świetne i można wspomnieć tu swoje dzieciństwo, kiedy wierzyło się w Świętego Mikołaja. Komercja jest wszędzie, po prostu trzeba nauczyć się cieszyć z tego, co jest. Mi się to zdecydowanie udało i bardzo miłe wspomnienia mam z tego miejsca. Oczywiście obowiązkowo fotka na linii koła podbiegunowego. Namiot rozbiłem 300 metrów od tej wioski. Mimo, że byłem w tej wiosce o północy, tamtejszy termometr pokazywał +24*C! Koniec czerwca był zdecydowanie gorący w Finlandii.
Ciąg dalszy nastąpi...
-- 02 Wrz 2020 00:47 --
Część 2
25.06.2020
Od tego dnia już koniec z pociągami. Główny środek transportu na Nordkapp to tylko rower! I tak aż do 2 lipca. Po porannej pobudce kolejna walka z komarami, tym razem przy zwijaniu namiotu. Patrząc na to, co się działo, zaopatrzyłem się w Rovaniemi w spray na komary. I to nawet w dwa. One potrafią ciąć nawet w dzień. Po porannym ponownym odwiedzeniu wioski Santa Claus na równy pół roku przed (i po) Bożym narodzeniu, pożegnałem się i ruszyłem w drogę! Od tej pory byłem ciągle za kołem podbiegunowym, a słońce świeciło 24/7. I faktycznie świeciło, bo pogoda mimo takiej dalekiej północy była dalej świetna, +27*C! Pierwsze kilometry za Rovaniemi w kierunku północnym były takie hmm... dzikie
;) praktycznie wyjechało się z Rovaniemi i już pusto. Auta jeździły tylko pojedyncze. Po 30 km zobaczyłem pierwsze 2 renifery! Jednak były na tyle szybkie, że nie zdążyłem im cyknąć fotki. Jednak później okazji było jeszcze więcej! Po 110 km dotarłem do pierwszej większej miejscowości – Pello. Po drodze tylko lasy lasy i jeszcze raz komary. I oczywiście lapońskie jeziora. Jednym słowem tajga. Pello to miejscowość graniczna ze Szwecją. Szwecja niestety była dalej uważana za „zły” kraj z powodu covid, stąd kontrole graniczej były tam dalej prowadzone. Oczywiście po stronie fińskiej, do Szwecji można było bez problemu wjechać. Tego dnia zrobiłem 147 km. Namiot robiłem obok Laavu – czyli fińskiego miejsca, gdzie można rozpalać ogniska. Komary oczywiście cięły jak porypane, choć jak już miałem spray to czułem się spokojniej i komary były skutecznie odgonione, dzięki czemu mogłem cieszyć się otaczającą przyrodą i cały czas dniem polarnym.
Super się czytało i oglądało. Fajnie, że w jednym kawałku
:) Z ciekawości: jak wygląda kwestia higieny w takiej podróży? Była po drodze możliwość wzięcia ciepłego prysznica?
Sztos pogoda. Rok temu robiłem Tromso - Senja - Andoya - Lofoty i powrót lądem i przez dwa tygodnie chyba tylko 5-6 dni było względnie ładne. Reszta to deszcz, wiatr po 17m/s i temp 6-9C, a nocą mi dwa razy namiot przymroziło
:-DJak będziesz kiedyś w tamtych stronach kiedyś to polecam przejechać się doliną Tamok od wodospadu Bardufoss na wschód drogą 87. Początek września - piękna złota jesień i pusto. Rowerem idealnie
:)
xionc napisał:Super się czytało i oglądało. Fajnie, że w jednym kawałku
:) Z ciekawości: jak wygląda kwestia higieny w takiej podróży? Była po drodze możliwość wzięcia ciepłego prysznica?Dzięki! Też preferuję jeden kawałek
;) relację już zacząłem pisać wcześniej i dopiero tu wkleiłem w całości całego gotowca
:) Jeśli chodzi o higienę to owszem, przy noclegach na dziko nie jest łatwo z prysznicem. Ale jak ktoś odczuje taką potrzebę to po drodze całkiem dużo kempingów jest i można się wykąpać w całości. A jeśli ktoś z kempingów nie korzysta to są wszelkie jeziorka, rzeki, a jak jest zimno i ktoś nie czuje się morsem to są też stacje benzynowe. Nie jest to prysznic znany z własnego domu, ale zawsze można najważniejsze części ciała przemyć, żeby potem wyglądać w miarę do ludzi
;) niektórzy też mieli taki patent, żeby pójść gdzieś na basen.kefirm napisał:PS Jeśli dobrze widzę to 11.07 spałeś w tym samym miejscu co ja rok temu. Tuż przed A, na zakręcie przy małej rzece uchodzącej z jeziora powyżej. Klimatycznie
:)Tak dokładnie
:) chciałem w A zaliczyć na samym cyplu jeden nocleg, ale niestety były tam znaki zakazu biwakowania. Chciałem też mieć blisko do Moskenes, z którego następnego dnia o 7:00 rano miałem prom do Bodo. I faktycznie masz rację, klimatycznie było
;) spanie przy szumie strumyków jest super. I w dodatku dostęp do wody pitnej, w Norwegii ona jest czysta i można spokojnie z wielu miejsc pić
;) fajnie wiedzieć, że nie tylko ja miałem pomysł, żeby tu spać
:) A pogoda to fakt, jak na tyle dni to rzeczywiście szczęście. Szczególnie na tym odcinku Tromso - Lofoty. Najgorsze były 2 dni przed samym Nordkappem, gdzie uciąłem dzienny dystans, bo deszcz był zbyt duży. W Norwegii trafić na ładną pogodę (szczególnie na wybrzeżu) to jak wygrać w totka
;) Dzięki za polecenie, może kiedyś skorzystam
;)
Super wyprawa i świetna relacja. Sorry, ale mała poprawka - Nordkapp nie jest północnym krańcem Europy. Płn. kraniec kontynentalny to Cape Nordkinn (Kinnarodden), Norway (71°08′02″N 27°39′00″E)bezwzględny kraniec to Cape Fligely, Rudolf Island, Franz Josef Land, Russia (81° 48′ 24″ N) (za Wikipedią)
Winszuję
;) Było w tym trochę kombinatoryki, niepewności i wyzwania logistycznego, ale dałeś radę.Jeśli mogę się do czegoś przyczepić, to czy z 2883 zdjęć, jesteś na jakimkolwiek?
:P Bo tak, przynajmniej w relacji, na przemian namiot/rower lub Twój cień. Wiem doskonale, że na samotnych podróżach o to trudno, a zdjęcia (chyba) wyłącznie z telefonu, ale to jest jednak pamiątka, szczególnie w miejscu docelowym, w tym przypadku Nordkapp.
Dzięki! Fakt, nie do końca to sprecyzowałem, ale chodzi oczywiście o kontynentalną Europę, bo jak wiadomo mamy jeszcze w drodze na biegun Svalbard
;) no i druga rzecz to taka, że obok Nordkapp jest inny mniej oficjalny przylądek oddalony jeszcze dalej na północ o 1.5 km. @BooBooZB na najważniejszym zdjęciu, czyli przy globusie na Nordkapp oczywiście jestem
;) i to w dodatku z rowerem, więc w tych najważniejszych miejscach zadbałem o to, żeby mieć pamiątkę
;) po drodze też np w okolicach Tromso strzeliłem sobie fotkę z roweru, bo kupiłem stamtąd nową skandynawską czapkę
;) no i mam jeszcze pamiątkę z kamerki internetowej z Nordkapp (borealis), gdzie widać jak rozbijam namiot
:D A co do solo tripów to nie jest to trudne, żeby zadbać o zdjęcia. Można kogoś poprosić albo użyć statywu, więc to nie jest problem
;) A co do zdjęć to nie telefonem. Telefonem to robiłem co najwyżej pojedyncze zdjęcia, żeby wysłać rodzicom czy bratu gdzie jestem. A tak to wciąż niezmiennie w podróżach pozostanie dla mnie zwykły aparat
;)
Czy zaplanowałeś całą trasę w szczegółach czy raczej spontan?Były jakieś plany awaryjne? Ja na ten rok odpuściłem dalsze podróże, szacun za podjęcie takiego przedsięwzięcia.
Jeśli chodzi o samą trasę to w szczegółach. Szczególnie trasa przez kraje bałtyckie wymagała dużego opracowania, w końcu to była podróż aż 6-cioma pociągami
;) Bilety na dłuższe odcinki (np z Helsinek do Rovaniemi lub z Bodo do Oslo) miałem kupione wcześniej. Raz, żeby mieć rezerwację na rower, a dwa, że taniej. Np trasa z Bodo do Oslo kosztuje standardowo 1900 NOK (800 zł), a 3 miesiące przed kupiłem za 414 NOK! Czyli praktycznie cena jak za Pendolino z Krakowa do Gdańska
;) planem awaryjnym było zatrzymać się na dłużej w Finlandii lub krajach bałtyckich w razie jakby się do Norwegii nie udało wjechać. Na szczęście takiej potrzeby nie było
;) A na spontanie było zwiedzanie po drodze wszystkich miast, przez które przejeżdżałem. Na Wilno, Rygę, Tallin czy inne miasta na pewno, żeby lepiej poznać to warto dłużej zostać, na co najmniej 2-3 dni. A tak to nieraz miałem po parę godzin
;) ale ogólny zarys tych miast poznałem i wiem, że jak w niektóre miejsca kiedyś wrócę to sobie wspomnę co nieco
;) Przedsięwzięcie faktycznie było duże. W kwietniu przy największym lockdown, kiedy jeszcze był zakaz wstępu do lasów to ja w tym czasie kupiłem bilet, mimo, że nie zapowiadało się na jakiekolwiek podróże za granicę. Ale częściowo jak widać się odblokowało, więc poszukałem sposobów, aby na Nordkapp dotrzeć. Od 15 czerwca Norwegia była otwarta na Finlandię i skorzystałem z tego.Sam plan w głowie powstał na początku 2019 roku. Wahałem się, czy w czasie Euro 2020 to dobry czas na wyjazd, ale wyszło częściowo na plus, że Euro zostało przeniesione na 2021 rok
:) bo jednak chętnie oglądam takie mecze
Bilety kolejowe miały konkretne daty? Czy była możliwość przebukowania ew. zwrotu?Czy przewóz roweru w pociągu jest drogi? Na zdjęciach widać, że wszędzie w wagonach mają odpowiednie stojaki.Czy za wstęp/wjazd na Nordkapp trzeba zapłacić? Za namiot ponosiłeś jakieś opłaty?W namiociku to pewnie za ciepło nie było? Miałeś jakąś izolację (karimata, materac dmuchany)?I na koniec - co było największym kosztem poza koleją i promami?Dzięki za wszystkie odpowiedzi.
Yaneck napisał:Czy za wstęp/wjazd na Nordkapp trzeba zapłacić? Wstęp na Nordkapp jest darmowy dla niezmotoryzowanych. O szczegółach pisałem w tym wątku.nordkapp-za-darmo,1241,97214
Yaneck napisał:Bilety kolejowe miały konkretne daty? Czy była możliwość przebukowania ew. zwrotu?Czy przewóz roweru w pociągu jest drogi? Na zdjęciach widać, że wszędzie w wagonach mają odpowiednie stojaki.Czy za wstęp/wjazd na Nordkapp trzeba zapłacić? Za namiot ponosiłeś jakieś opłaty?W namiociku to pewnie za ciepło nie było? Miałeś jakąś izolację (karimata, materac dmuchany)?I na koniec - co było największym kosztem poza koleją i promami?Dzięki za wszystkie odpowiedzi.Jeśli chodzi o bilety kolejowe to tak, miały konkretną datę. Zwrot to zależy od kraju. Norwegia ma w ofercie tańsze bilety Minipris. Są to bilety bezzwrotne i bez możliwości zmiany. W Finlandii natomiast były zwrotne pod warunkiem wykupienia ubezpieczenia za 5 Euro. Chociaż Finlandia na czas koronawirusa wprowadziła możliwość zwrotu biletu bez ubezpieczenia. Wjazd na Nordkapp tak jak @meczko pisze darmowy dla niezmotoryzowanych. Jest też ewentualnie parking dla aut kilka km przed Nordkappem. Można go tam zostawić i dojść pieszo. Wtedy też wejście za free. W namiocie owszem, było może o 2 stopnie więcej niż na zewnątrz
;) miałem matę samopompującą z firmy therm a rest (polecam) oraz ciepły śpiwór. Śpiwór jest tu najważniejszy, aby był przystosowany do niskich temperatur. No i oczywiście o palniku warto pamiętać, aby sobie herbatę zrobić na rozgrzanie
;) Koszt przewozu roweru jest zależny od kraju. Na Litwie 1 Euro z kawałkiem, na Łotwie podobnie, w Estonii przewóz roweru za free, w Finlandii 5 Euro, w Norwegii na trasach dalekobieżnych 215 NOK (czyli około 100 zł), w Szwecji to zależy od rodzaju pociągu. Na trasie Stromstad - Goteborg, którą obsługuje Vastraffik przewóz jest darmowy i pod warunkiem miejsca w pociągu. Natomiast w pociągach Oresundstag z Goteborga do Malmö płaci się jakoś chyba połowę ceny biletu. No i w Polsce w PolRegio 7 zł, w TLK, IC 9.10 zł. Za namiot nie ponosiłem kosztów, bo spałem na dziko
;) choć w sumie zależy co masz na myśli. Chyba, że chodzi o ten nocleg na Nordkapp to nie, nic nie płaciłem. Płatne są tylko kempingi. Ten nocleg na Nordkapp jest szczególny, bo w końcu najdalej na północ kontynentalnej Europy
;)
Gratuluję! Zaraz po Tobie, bo na przełomie lipca i sierpnia zrobiłem podobną trasę, tyle że samochodem, prawie 10k km. Od Kirkenes przez Nordkapp i Lofoty miałem mega farta pogodowego, cały czas patelnia. Mm nadzieję, że relacja kiedyś się napisze.
:mrgreen:
Dzięki!
;) Tobie też gratuluję wrażeń i że udało się wszędzie przez granice przejechać
;) czekam w takim razie na Twoją relację, jestem ciekaw czy podobną trasą jechałeś co ja. Swoją relację też nieco z opóźnieniem napisałem, bo po powrocie miałem pracę i nie było czasu, ale znalazła się luka, no i dopieściłem wszystko
;) Z pogodą faktycznie chyba w tym roku w północnej Norwegii było łaskawie, bo prawie cały czerwiec był ładny, ja miałem może 2 dni tylko gorsze, no i Tobie też się udało
;) a o Finlandii już nie wspominając, gdzie na koniec czerwca w Laponii było prawie +30*C. To się nie zdarza często
;) a Finowie podobno mają granicę upału powyżej +27*C
;) Jako ciekawostkę dodam, że w tym roku pod koniec lipca na Svalbardzie był rekord temperatury +21.7*C, podczas kiedy poprzedni rekord wynosił w 1979 roku +21.3*C. Na Nordkappie z tego co pamiętam, też w tym czasie było ciepło, cieplej niż na początku lipca. Szacun, że trafiłeś tam akurat w tym czasie na tą "patelnię"
:)
@NikodemFM, polubiłam przed czytaniem i oglądaniem
:) . To z braku czasu zostawiam na potem. Ale podziwiam i zazdroszczę. Szkoda, ze trochę "wyrosłam" juz z takich wypraw
:)
super relacja, my jesteś po pierwszym kilkudniowym wypadzie rowerowym (850 km) i szacun za wyprawę.Chciałem się podpytać o kwestie rowerowe : obyło się bez awarii ? wozisz ze sobą dętki itp itd ?
Podczas dnia polarnego nie zawsze o północy świeciło słońce, ale jak już się pojawiła okazja oraz miałem odsłonięty horyzont to uwieczniłem ten moment
;) oto filmik z Lofotów z niezachodzącego słońca
;) https://www.youtube.com/watch?v=RwRrGSi ... =nikodemFM
@NikodemFMMoja trasa bardzo podobna: Wilno-Kowno-Szawle-Jełgawa-Ryga-Parnawa-Tallin-Helsinki-Hameenlinna-Tampere-Oulu-Rovaniemi-Inari-Kirkenes-Karasjok-Nordkapp-Alta-Tromso-A-Droga 17-Trondheim-Dovre-Rondane-Jotunheimen-Hardangervidda-Kristiansand-Hirtshals. Powrót przez Danię i Niemcy.W środkowej i południowej Norwegii którko, bo już ją 2 razy wcześniej zjechałem . I jest to, jednak jak dla mnie (pomimo Lofotów) zdecydowanie najpiekniejsza częśc kraju (chyba z moim ukochanym Rondane).Zeszłoroczną relację RTW pisałem kilka miesięcy ale skończyłem, więc mam nadzieję, że z tą będzie nie gorzej.
:mrgreen:Nie chcę Ci zasmiecać wątku, ale może zarzucę pare fotek z tą pogodą na północy, bo to było COŚ.
:D Na początek port Kirkenes.
I dalej:
@klapio dziękuję
;) Faktycznie pod koniec czerwca dopiero co się to wszystko otwierało powoli i większość granic była otwarta najczęściej z państwem sąsiednim bez podziałów na kraje zielone czy czerwone. Tak właśnie zrobiła Norwegia, która się z Finlandią otworzyła nawzajem po 15 czerwca. I dzięki temu na Nordkappie było dość pusto, a zagraniczni turyści byli z Danii i Finlandii tylko właściwie. Lofoty faktycznie super, z tymi wszystkimi plażami i wystrzałowymi fiordami, choć dla mnie osobiście to Nordkapp był większym przeżyciem i poczuciem, że dalej na północ już się lądem nie da jechać, a na bezkresnym oceanie można było wizualnie wyobrażać sobie Svalbard i biegun północny
;) z pogodą w tym roku na samej północy, w tym na Lofotach też było dość łaskawie, praktycznie cały czerwiec słoneczny, w lipcu i sierpniu zaledwie pojedyncze deszczowe dni, a poza tym super pogoda do spędzania na świeżym powietrzu
;)
Dzięki @e-prezes
;) Jeśli już decyduję się na noclegi na dziko to praktycznie zawsze wybieram takie miejsca, gdzie wieczorem jest już małe prawdopodobieństwo, że ktoś przyjdzie. A rower zawsze przypinam do drzewa koło namiotu, a jak drzew nie ma to o pałąki w namiocie, gdzie jakby ktoś chciał rower ruszyć to poruszyłby całym namiotem i to by mnie obudziło, żebym zdążył ewentualnie zareagować
;)
22.06.2020
Mimo, że spałem z dala od jakiejkolwiek cywilizacji to i tak całą noc miałem hałas. Niedaleko namiotu postanowił przylecieć bocian, który klekotał mi nad uchem całą noc ;) przyzwyczajony do hałasu jakoś zasnąłem, no ale... ze śmiechu powstrzymać się też nie mogłem ;) rano szybka zwijka z namiotem i wróciłem się z powrotem do Valgi, z której po 13:00 miałem pociąg do Tallinna. Od rana jeszcze pokręciłem się po tym miasteczku, głównie po estońskiej stronie. Jest co zwiedzać, mimo że to praktycznie niezauważalna na mapie miejscowość (a właściwie dwumiejscowość ;) ). Po 13:00 ruszyłem pociągiem do Tallinna. W porównaniu do Litwy i Łotwy, Estonia to już zdecydowanie nowoczesność. Pomarańczowy i cichy pociąg dowiózł mnie w 4 godziny do stolicy Estonii. W pociągu dość tłoczno, a miejsca dla rowerów wypełniły się po brzegi, że aż igły nie można było wcisnąć! Na szczęście wsiadałem na stacji początkowej, więc miejsce spokojnie miałem ;) w pociągu ogólnie dość tłoczno było, ale co ciekawe... jako jedyny miałem maseczkę :D aż się dziwnie poczułem, że taki ścisk, a nikt maseczki nie ma. Widocznie nie ma jak w Polsce, że trzeba ją zakładać w pociągu. Kiedy dotarłem do Tallinna to czuć już było coraz bardziej, że jestem na północy. Nie było już tak gorąco jak wcześniej, choć było cały czas słonecznie. Skandynawski chłodek już się jednak zaznaczał ;) Tallinn zdecydowanie wygrał wśród miast krajów bałtyckich, jeśli chodzi o wygląd. W Tallinnie można było poczuć się jak w niebie, jeżdżąc rowerem po ścisłym centrum. Piękne i odnowione budynki i uliczki, jeszcze ładniej niż w Valdze. Co do roweru... w samym centrum jest trochę absurdalny zakaz jazdy rowerem o szerokości większej niż 80 cm :D czyli jadąc wąskim góralem jest się w czymś gorszym niż jazda szerszym trekkingiem? ;) dla mnie trochę to śmieszne. Ale widocznie Estończycy jakieś powody mają, więc trzeba to uszanować. Mój rower nawet nie wiem, czy miał więcej niż 80 cm szerokości. Z zachowaniem ostrożności pojeździłem po centrum. Turystów zresztą i tak nie było wielu z powodu pandemii. Restauracje co prawda były w większości oblegane, jednak sam spacer po mieście można było odbyć w spokoju i bez ścisku. Jak co wieczór, zacząłem szukać jakiejś miejscówki na namiot, aby mieć potem blisko na prom do Helsinek kolejnego dnia. W Pirita 5-6 km od terminala promowego wydawało się najrozsądniej i gdzieś się przykitrałem z namiotem. Miałem również okazję przy bezchmurnym niebie zobaczyć zachód słońca, który był w Tallinnie o 22:44 lokalnego czasu. Jako, że to był 22 czerwca, był to najdłuższy dzień w roku, więc to był najpóźniejszy zachód. W Tallinie co prawda jeszcze nie było dnia polarnego, ale słońce na tyle późno zachodziło (i na tyle wcześnie wschodziło), że noc była dość jasna i nie taka całkiem ciemna.
23.06.2020
Poranek w Tallinie z piękną pogodą i czystym niebem. Kolory morza i nieba były praktycznie identyczne i jakby tak wpatrzeć się w horyzont, prawie nie widać było linii brzegowej ;) o 12:00 zameldowałem się w porcie, aby linią promową Eckeroline popłynąć do Helsinek. Odprawa rowerzystów odbywa się razem z autami. Co najlepsze, wymija się całą kolejkę aut i na prom wjeżdża się jako pierwszy ;) sam prom całkiem ładny i zadbany. Ja jednak z powodu noclegów w namiocie wypatrzyłem w pierwszej kolejności gniazdka, aby podładować tel, powerbanka czy baterię w aparacie. Wprawdzie mam również ładowarkę solarną, jednak przezornie zawsze warto być ubezpieczonym i mieć w zapasie ładowarki niezależne od pogody ;) po dopłynięciu o 14:15 do Helsinek modlitwa, aby Finlandia wpuściła Polaka... wyjeżdżam z promu i udało się! Dwóch Panów ze straży granicznej co najwyżej stało obok i się tylko przyglądało. Zatem kolejny sukces osiągnąłem, bo nie dość, że 2 dni wcześniej w ostatniej chwili zdążyłem być na Łotwie, gdzie dla Polaków znów wprowadzono kwarantannę to udało się dotrzeć do Finlandii. Po przypłynięciu do Helsinek upał, 27 stopni i pełne słońce. Dla Finów 27 stopni to już upał, podczas kiedy u nas upał to 30 stopni. Kraj chłodu, więc w sumie trudno się dziwić ;) w pierwszej kolejności pojechałem na obiad, bo głód już sięgnął głęboko. Polecam targowisko Kauppatori, gdzie serwują pyszne rybki i ceny są na dość dobrym poziomie, bo za 10 Euro można już całkiem nieźle się najeść. Po obiedzie zrobiłem rowerową objazdówkę wokół miasta. Najpierw kawałek na północ pojechałem, a następnie objechałem małe wysepki jak Kuusisaari, Lehtisaari czy Lauttasaari. Na tej ostatniej przyszło mi się rozbić z namiotem. Wprawdzie wyspa jest zamieszkała, ale w parku miejskim nad przy samym brzegu było całkiem dużo miejsca na namiot, gdzie nikt praktycznie się nie kręcił. Zresztą nawet jakby ktoś był to jednak należało pamiętać, że to Finlandia, gdzie spanie na dziko to normalność. Tak mi minął kolejny słoneczny dzień.
24.06.2020
Ostatni dzień, kiedy poruszam się pociągiem. Po porannym zwiedzeniu Helsinek, o 13:24 wsiadłem w pociąg do Rovaniemi. Same Helsinki jeśli chodzi o centrum wygląda pięknie, choć wiele głównych miejsc jak np. Plac Senacki były w remoncie. Mimo to warto było tu zajrzeć! No i o 13:24 ruszyłem z Helsinek po to, aby o 22:47 dojechać do Rovaniemi. Sama podróż pociągiem świetna, miejsca na rowery, place zabaw dla dzieci, czy pokoik zabaw. Świetna sprawa! Z zewnątrz pociąg ma zielone malowanie, wszak Finlandia porośnięta jest gęsto lasami iglastymi. Idealnie więc wkomponuje się w krajobraz ;) po przyjeździe do Rovaniemi szok. I to 2 szoki. Pierwszy to taki, że wreszcie mogłem cieszyć się nocą bez nocy. W Rovaniemi słońce już nie zachodziło. Drugi szok to... komary! W samym mieście może ich nie było, ale wystarczyło wyjechać kawałek dalej i od razu siadały. Była ich cała chmara. Ta chmara komarów w lipcu, które były w Polsce to było nic w porównaniu do Finlandii, serio. Tam było 2 razy gorzej. Dlatego od dzisiaj jak ktoś będzie narzekał na komary w Polsce, zabiorę go latem do fińskiej Laponii w gęsty las :) byłem też głupi, bo stwierdziłem, że bez spraya sobie poradzę. W namiocie na dziko? Na rowerze? Oczywiście... że nie. Nie wiem jakich sztuczek musiałem użyć, aby rozbić namiot. Komary latały wszędzie. Jakoś się udało. Wracając i kończąc to narzekanie na komary... po przyjeździe pociągiem ruszyłem w kierunku wioski Świętego Mikołaja. Mimo, że odwiedziny Mikołaja były (a może i jeszcze są, nie wiem) niemożliwe z powodu koronawirusa, to dla zobaczenia tej wioski zdecydowanie warto się tu przejechać! Usłyszeć świąteczne piosenki pod koniec czerwca... bezcenne! Naczytałem się opinii, że tu jest komercja. Bzdury, bzdury i bzdury... miejsce jest świetne i można wspomnieć tu swoje dzieciństwo, kiedy wierzyło się w Świętego Mikołaja. Komercja jest wszędzie, po prostu trzeba nauczyć się cieszyć z tego, co jest. Mi się to zdecydowanie udało i bardzo miłe wspomnienia mam z tego miejsca. Oczywiście obowiązkowo fotka na linii koła podbiegunowego. Namiot rozbiłem 300 metrów od tej wioski. Mimo, że byłem w tej wiosce o północy, tamtejszy termometr pokazywał +24*C! Koniec czerwca był zdecydowanie gorący w Finlandii.
Ciąg dalszy nastąpi...
-- 02 Wrz 2020 00:47 --
Część 2
25.06.2020
Od tego dnia już koniec z pociągami. Główny środek transportu na Nordkapp to tylko rower! I tak aż do 2 lipca. Po porannej pobudce kolejna walka z komarami, tym razem przy zwijaniu namiotu. Patrząc na to, co się działo, zaopatrzyłem się w Rovaniemi w spray na komary. I to nawet w dwa. One potrafią ciąć nawet w dzień. Po porannym ponownym odwiedzeniu wioski Santa Claus na równy pół roku przed (i po) Bożym narodzeniu, pożegnałem się i ruszyłem w drogę! Od tej pory byłem ciągle za kołem podbiegunowym, a słońce świeciło 24/7. I faktycznie świeciło, bo pogoda mimo takiej dalekiej północy była dalej świetna, +27*C! Pierwsze kilometry za Rovaniemi w kierunku północnym były takie hmm... dzikie ;) praktycznie wyjechało się z Rovaniemi i już pusto. Auta jeździły tylko pojedyncze. Po 30 km zobaczyłem pierwsze 2 renifery! Jednak były na tyle szybkie, że nie zdążyłem im cyknąć fotki. Jednak później okazji było jeszcze więcej! Po 110 km dotarłem do pierwszej większej miejscowości – Pello. Po drodze tylko lasy lasy i jeszcze raz komary. I oczywiście lapońskie jeziora. Jednym słowem tajga. Pello to miejscowość graniczna ze Szwecją. Szwecja niestety była dalej uważana za „zły” kraj z powodu covid, stąd kontrole graniczej były tam dalej prowadzone. Oczywiście po stronie fińskiej, do Szwecji można było bez problemu wjechać. Tego dnia zrobiłem 147 km. Namiot robiłem obok Laavu – czyli fińskiego miejsca, gdzie można rozpalać ogniska. Komary oczywiście cięły jak porypane, choć jak już miałem spray to czułem się spokojniej i komary były skutecznie odgonione, dzięki czemu mogłem cieszyć się otaczającą przyrodą i cały czas dniem polarnym.